Anna Sierant
Jestem blondynką, naturalną blondynką. I choć nie wiem, kto wymyślił dowcipy o blondynkach, powinnam być mu/jej wdzięczna. Z tym kolorem włosów znacznie łatwiej dokonywać zakupów śrubek, wkrętów, wiertarek itp. Muszę jednak dodać, że jestem inteligentną blondynką i nie zawsze dowcipy o blondynkach sprawdzają się w moim przypadku.
A teraz nieco informacji o mnie jako nie tylko blondynce.
Moja kariera zawodowa ogranicza się praktycznie do trzech miejsc pracy: biura podróży, organizacji pomocowej i organizacji międzynarodowej. Jak widać, nie jestem zwolenniczką częstych zmian, wolę pozostawać w otoczeniu, które dobrze znam. Nie znaczy to wcale, że nie jestem chętna do poznawania nowych miejsc, do zmierzenia się z nowymi zadaniami, do zawarcia nowych znajomości. Wręcz przeciwnie – bardzo lubię podróżować, zarówno po Polsce, jak i za granicą, lubię odkrywać nowe miejsca, nowe kultury, nowe zwyczaje, nowe smaki, nowe zapachy.
Lubię też podejmować nieznane dotąd wyzwania, mimo towarzyszącego na początku lęku, koniec bowiem zawsze przynosi mnóstwo satysfakcji.
Lubię się dokształcać, poszerzać dotychczasowe umiejętności, uczyć się języków obcych, poznawać nowinki elektroniczne (z nowinkami elektronicznymi chyba przesadziłam, bo przed elektroniką czuję spory respekt). A wszystko to nie tylko po to, aby sprostać wyzwaniom, jakie niesie współczesny rynek pracy, ale głównie dla własnej satysfakcji, własnej przyjemności, często w imię spełnienia marzeń, na co nie miałam szansy wcześniej.
Wracając do życia zawodowego – w biurze podróży, wówczas największym i najbardziej prestiżowym w Polsce, zajmowałam się m. in. sprzedażą biletów lotniczych (w czasach, kiedy komputery nie były tak pomocne, jak obecnie i samemu trzeba było znaleźć najdogodniejsze połączenia lotnicze, jak i obliczyć cenę biletu, a to było niejednokrotnie bardziej skomplikowane niż równanie z wieloma niewiadomymi), organizacją wycieczek zagranicznych i kursów językowych.
Kiedy Polska wkraczała na ścieżkę demokracji, kilka lat pracowałam w tzw. organizacji pomocowej, organizacji z siedzibą w Ameryce Północnej, a z przedstawicielstwem w Warszawie. Głównym celem organizacji było niesienie szeroko rozumianej pomocy w procesie transformacji.
Obecnie pracuję w organizacji międzynarodowej, gdzie zajmuję się czymś, co zwykło się określać mianem „eventów”, a co w moim przypadku sprowadza się do organizowania konferencji, seminariów, spotkań. Są to konferencje z udziałem kilkuset przedstawicieli organizacji pozarządowych, jak i międzynarodowych. W czasie konferencji, ale też w samym biurze spotykam przedstawicieli wielu nacji, od obywateli Europy Zachodniej, poprzez mieszkańców niemal wszystkich krajów byłego Związku Radzieckiego, po osoby zamieszkujące Amerykę Północną. Nietrudno więc sobie wyobrazić, jak ciekawa, ale też jak trudna jest praca w tak wielokulturowym towarzystwie.
Życie zawodowe zawsze zajmowało mi sporo czasu. Niewiele też zmieniło się w ciągu kilku ostatnich lat, ale od kiedy moje dziecko „opuściło gniazdo”, nastała w nim swoista pustka. Wtedy to zaczęłam rozglądać się za czymś, co by tę pustkę wypełniło. I wówczas pojawił się Klub Kobiet "Rozmawialnia", wspaniałe miejsce spotkań kobiet w podobnym przedziale wiekowym, a więc o podobnym doświadczeniu życiowym, choć już o bardzo różnych poglądach i zainteresowaniach. Może właśnie ta różnorodność sprawia, że każde spotkanie w "Rozmawialni" jest wyjątkowe, więc tym bardziej przygotowanie go jest prawdziwą przyjemnością.
A gdy już mam dosyć wszystkiego, lubię się zaszyć w gęstwinach Lasu Kabackiego (na szczęście niedaleko domu) lub, gdy jest taka możliwość, wyjechać gdzieś dalej, albo zalec wygodnie na kanapie z książką w jednej ręce, z ... (mniejsza o szczegóły) w drugiej i przenieść się w inny, mniej lub bardziej rzeczywisty świat. Lubię też posłuchać muzyki, a przy żywszych rytmach potańczyć.”
Jestem blondynką, naturalną blondynką. I choć nie wiem, kto wymyślił dowcipy o blondynkach, powinnam być mu/jej wdzięczna. Z tym kolorem włosów znacznie łatwiej dokonywać zakupów śrubek, wkrętów, wiertarek itp. Muszę jednak dodać, że jestem inteligentną blondynką i nie zawsze dowcipy o blondynkach sprawdzają się w moim przypadku.
A teraz nieco informacji o mnie jako nie tylko blondynce.
Moja kariera zawodowa ogranicza się praktycznie do trzech miejsc pracy: biura podróży, organizacji pomocowej i organizacji międzynarodowej. Jak widać, nie jestem zwolenniczką częstych zmian, wolę pozostawać w otoczeniu, które dobrze znam. Nie znaczy to wcale, że nie jestem chętna do poznawania nowych miejsc, do zmierzenia się z nowymi zadaniami, do zawarcia nowych znajomości. Wręcz przeciwnie – bardzo lubię podróżować, zarówno po Polsce, jak i za granicą, lubię odkrywać nowe miejsca, nowe kultury, nowe zwyczaje, nowe smaki, nowe zapachy.
Lubię też podejmować nieznane dotąd wyzwania, mimo towarzyszącego na początku lęku, koniec bowiem zawsze przynosi mnóstwo satysfakcji.
Lubię się dokształcać, poszerzać dotychczasowe umiejętności, uczyć się języków obcych, poznawać nowinki elektroniczne (z nowinkami elektronicznymi chyba przesadziłam, bo przed elektroniką czuję spory respekt). A wszystko to nie tylko po to, aby sprostać wyzwaniom, jakie niesie współczesny rynek pracy, ale głównie dla własnej satysfakcji, własnej przyjemności, często w imię spełnienia marzeń, na co nie miałam szansy wcześniej.
Wracając do życia zawodowego – w biurze podróży, wówczas największym i najbardziej prestiżowym w Polsce, zajmowałam się m. in. sprzedażą biletów lotniczych (w czasach, kiedy komputery nie były tak pomocne, jak obecnie i samemu trzeba było znaleźć najdogodniejsze połączenia lotnicze, jak i obliczyć cenę biletu, a to było niejednokrotnie bardziej skomplikowane niż równanie z wieloma niewiadomymi), organizacją wycieczek zagranicznych i kursów językowych.
Kiedy Polska wkraczała na ścieżkę demokracji, kilka lat pracowałam w tzw. organizacji pomocowej, organizacji z siedzibą w Ameryce Północnej, a z przedstawicielstwem w Warszawie. Głównym celem organizacji było niesienie szeroko rozumianej pomocy w procesie transformacji.
Obecnie pracuję w organizacji międzynarodowej, gdzie zajmuję się czymś, co zwykło się określać mianem „eventów”, a co w moim przypadku sprowadza się do organizowania konferencji, seminariów, spotkań. Są to konferencje z udziałem kilkuset przedstawicieli organizacji pozarządowych, jak i międzynarodowych. W czasie konferencji, ale też w samym biurze spotykam przedstawicieli wielu nacji, od obywateli Europy Zachodniej, poprzez mieszkańców niemal wszystkich krajów byłego Związku Radzieckiego, po osoby zamieszkujące Amerykę Północną. Nietrudno więc sobie wyobrazić, jak ciekawa, ale też jak trudna jest praca w tak wielokulturowym towarzystwie.
Życie zawodowe zawsze zajmowało mi sporo czasu. Niewiele też zmieniło się w ciągu kilku ostatnich lat, ale od kiedy moje dziecko „opuściło gniazdo”, nastała w nim swoista pustka. Wtedy to zaczęłam rozglądać się za czymś, co by tę pustkę wypełniło. I wówczas pojawił się Klub Kobiet "Rozmawialnia", wspaniałe miejsce spotkań kobiet w podobnym przedziale wiekowym, a więc o podobnym doświadczeniu życiowym, choć już o bardzo różnych poglądach i zainteresowaniach. Może właśnie ta różnorodność sprawia, że każde spotkanie w "Rozmawialni" jest wyjątkowe, więc tym bardziej przygotowanie go jest prawdziwą przyjemnością.
A gdy już mam dosyć wszystkiego, lubię się zaszyć w gęstwinach Lasu Kabackiego (na szczęście niedaleko domu) lub, gdy jest taka możliwość, wyjechać gdzieś dalej, albo zalec wygodnie na kanapie z książką w jednej ręce, z ... (mniejsza o szczegóły) w drugiej i przenieść się w inny, mniej lub bardziej rzeczywisty świat. Lubię też posłuchać muzyki, a przy żywszych rytmach potańczyć.”